Z ogromnym smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci śp. Jakuba Lorenza – radnego Rady Miejskiej w Wolsztynie, byłego sołtysa Obry i pierwszego prezesa KPR Wolsztyniak.
Człowiek niezwykle aktywny, zaangażowany i oddany sprawom lokalnym. Jako sołtys Obry (2021–2024) podejmował wiele inicjatyw istotnych dla mieszkańców – od rekultywacji Jeziora Świętego po rozwój ogrodu społecznego. Zależało mu także na ożywieniu sali wiejskiej i stworzeniu w niej miejsca spotkań, które „będzie tętniło życie”. Wcześniej, jeszcze w 2014 roku, jako radny Rady Miejskiej, współinicjował budowę przedszkola w Obrze.
Funkcję radnego Rady Miejskiej w Wolsztynie pełnił od 2014 roku. W minionym roku po raz trzeci został wybrany na tę funkcję, by nadal reprezentować mieszkańców. Był przewodniczącym Komisji Budżetu i Rozwoju Gminy.
Jakub Lorenz był osobą o niezwykle silnych korzeniach lokalnych. Urodził się w Obrze i wielokrotnie podkreślał swoje przywiązanie do tej małej ojczyzny. Jako społecznik udzielał się nie tylko w samorządzie - aktywnie uczestniczył w życiu sportowym i parafialnym.
Msza żałobna zostanie odprawiona w środę, 21 maja, o godz. 11:00 w Kościele pw. św. Walentego w Obrze. Ceremonia pogrzebowa odbędzie się na miejscowym cmentarzu po Mszy.
Zachęcamy do lektury wywiadu z Jakubem Lorenzem – to poruszająca i inspirująca opowieść.
Wywiad opublikowany w czasopiśmie Parafii pw. Jakuba Większego Apostoła w Obrze "Jakubowy Szlak" - wydanie nr 1(54)/2025
Pan Jakub Lorenz – człowiek, którego znają wszyscy w Obrze, ale nie tylko. Wieloletni radny Rady Parafialnej i „Człowiek – instytucja”. Cieszymy się, że zgodził się na wywiad dla Czytelników Jakubowego Szlaku.
Proszę opowiedzieć o latach swojego dzieciństwa, dla wielu młodszych czytelników to bardzo, bardzo dawno temu. Jak wyglądały relacje rodzinne, Obra – lat pięćdziesiątych.
Urodziłem się 07.07.1952 r. w Obrze (podobno pod orzechem ha, ha, ha), jako rodowity Obrzanik z krwi i kości, gdziekolwiek bywałem zawsze podkreślałem swoją przynależność do mojej małej Ojczyzny, do najpiękniejszej z wiosek świata.
Rodzice moi to również mieszkańcy Obry, mama Józefa z d. Cicha pochodziła z gospodarki (z siedliska Helena i Tadeusz Dzioch ul. Kanałowa) zajmowała się gospodarstwem domowym. Ojciec Ludwik (siedlisko Szymon Lorenc przy ul. Kanałowej) w latach 30-stych wyuczony czeladnik murarski w czasach wojennych został wywieziony na roboty do Austrii jako robotnik przymusowy (a wiec łatwiej było przeżyć, jak w obozie zamkniętym) po jakimś czasie z małą grupą kolegów uciekli do Szwajcarii i tam jako internowani pracowali do końca wojny.
Po wojnie Ojciec był kierownikiem budowlanym w PGR Chorzemin; od 1959 r. prowadził swój zakład budowlany. Zmarł po ciężkiej chorobie w roku 1987, w wieku 67 lat. Matka, jak zaznaczyłem, zajmowała się domem. Urodziła czworo dzieci, a więc miałem siostrę Marię, brata Tadeusza i brata Sylwestra. Siostra, jako młoda dziewczyna wyjechała do Poznania i tam po jakimś czasie prowadziła własną sporą działalność handlową.
Jeśli można – proszę bliżej scharakteryzować osobę brata Tadeusza, którego wielu z nas pamięta, choć minęło już 13 lat od jego śmierci (zmarł w 2012 r.)
Tadeusz był człowiekiem niezwykle pracowitym, z wielką charyzmą. Był społecznikiem, darczyńcą. Wiele lub bardzo wiele zrobił dla naszego obrzańskiego środowiska; zabiegał o szatnię, płytę boiska, właściwą reaktywację „Znicza”, który wówczas osiągał bardzo dobre wyniki sportowe. Wspólnie z panem Mieczysławem Orlikowskim zabiegali z o przejęcie gruntów od Skarbu Państwa na rzecz „Znicza”, dzięki czemu można było skutecznie i efektywnie zarządzać tym terenem. To była bardzo ważna decyzja. Tadeusz był bardzo ważną postacią w „Wolsztyniaku”, klubie „Iskra Wolsztyn”. W Obrze był darczyńcą wielu przedsięwzięć. Szkoda, że do dziś tak zasłużony aktywista nie ma żadnego uhonorowania. Jakąś formą pamiątki jest sztandar ogrodników w kościele św. Walentego ufundowany oczywiście przez Tadeusza. Mój drugi brat Sylwester - jedyny żyjący z rodzeństwa - mieszka na ojcowiznie, również był aktywistą i społecznikiem Obry.
A Pana losy w latach dzieciństwa i jako nastolatka?
Rocznik 1952 po raz pierwszy rozpoczął edukację trwającą osiem lat. W Szkole Podstawowej w Obrze mój rocznik został podzielony po połowie, starsza część do 30.06.1952 r. kończyła siedmioletnią „podstawówkę”; zaś młodszych (urodzonych od lipca 1952 r.) obowiązywało już 8 klas.
Większość młodych chłopców zawsze marzy, aby zostać strażakiem itp. Ja marzyłem, aby być marynarzem. Moja wyobrażenie była takie: będę zwiedzał wspaniałe kraje, pływał po morzach i oceanach; będę wiódł ciekawe życie. Przy pomocy P. Andrzeja Weychana zacząłem przygotowywać się do egzaminów w szkole morskiej w Darłowie. Trzeba przyznać, że okres ten nie był zmarnowany, bo na ok. 1000 kandydatów przyjęto tylko 140 osób – w tym ku wielkiej radości - byłem ja.
Rzeczywistość okazała się jednak bardziej brutalna, profil „motorzysta kutrowy”, który wybrałem i w ogóle praca na morzu to bardzo ciężka praca. Oprócz kilkunastogodzinnej „harówki”, tęsknota za domem, ciągle ci sami ludzie (konflikty); nie tak wyobrażałem sobie ten zawód. Ale przyjaźń z morsakami została, bo była to szkoła życia, nigdy wcześniej ani później nie osiągnąłem tyle doświadczenia życiowego, co w Szkole Morskiej.
Los sprawił, że moja decyzja nastolatka była chyba słuszna - do 60-go roku życia z naszego plutonu zostało tylko 2 absolwentów, którzy przeszli na emeryturę; reszta się wykruszyła – poumierali – być może było to uwarunkowane tym trybem życia. Stosunki towarzyskie utrzymujemy do dzisiaj, byłem zaproszony na 70-lecie Szkoły Morskiej. Piękne wyróżnienie i wspaniałe wspomnienia.
Co było dalej?
Po tym krótkim epizodzie w Darłowie wylądowałem we Wrocławiu, tam ukończyłem technikum budowlane w branży monter instalacji i wentylacji. W 1973 r. wróciłem do Obry, ponieważ zachorowała moja ukochana Mama. Niestety w roku 1974 upomniało się o mnie wojsko, gdzie służyłem w wojskach (O.P.K. - Obrony Powietrznej Kraju. W 1974 r krótko po przybyciu do wojska zmarła moja mama - bardzo to przeżyłem. Wydawało mi się, że już jestem dorosły i nie potrzebuję opieki matczynej, ale się przekonałem że to nie prawda. Wracałem do domu, gdzie nie było matki to tak, jakby się wracało do hotelu. Dopiero właśnie wtedy to poczułem.
A od kiedy zaczęła się historia Rodziny założonej przez młodego Jakuba z żoną Krystyną?
W roku 1976 rozpoczął się drugi aspekt mojego życia. Etap prawie 50-letni wspólnie z Krystyną z domu Wawrzynowicz, postanowiliśmy spędzić wspólnie resztę swojego życia - zawarliśmy związek małżeński. Sakrament św. i błogosławieństwa udzielił nam o. Proboszcz Henryk Tomys, oczywiście w Obrze w kościele św. Jakuba. Pan Bóg dał nam czworo dzieci: Krzysztofa, Beatę, Dariusza i Weronikę. Żona Krystyna podjęła się prowadzeniem domu, oraz większością opieki i wychowaniem dzieci. Ja zająłem się utrzymaniem całej rodziny. Dzieci rosły –Krzysztof ukończył studia prawnicze w Szczecinie, Beata ukończyła WSB w Poznaniu, Dariusz oraz Weronika – ukończyli Uniwersytet Zielonogórski na Wydziale Inżynierii Środowiska - jesteśmy z nich wszystkich bardzo dumni.
Czy żyłka społecznikowska pojawiła się wcześnie?
Jeżeli chodzi o działalność społeczną to wyszło trochę spontanicznie. Już w szkole podstawowej lubiłem cos robić; na przykład w harcerstwie prowadzonym przez p. A. Weychana funkcjonowała akcja „niewidzialna ręka” – na pewno starsi pamiętają. Polegało to na tym, że bez czyjeś wiedzy, w tajemnicy - stawialiśmy ławkę lub sprzątaliśmy śmieci. Ja, na przykład pomagałem Pani Wasztczace, która mieszkała w budynku porodówki - „Akuszerce” na dzisiejszym parkingu przy kościółku św. Walentego.
A przygoda ze sportem?
Pamiętam bardzo dobrze – od początku lubiłem piłkę ręczną, wydaje mi się, że byłem kapitanem w szkole podstawowej. W roku 1966 zdobyliśmy po raz pierwszy mistrzostwo powiatu, co było sporym osiągnięciem.
Z piłką ręczną związałem się już w MKS „Iskra” Wolsztyn w latach 1988-1995, gdzie byłem kierownikiem zespołów juniorskich. Największym sukcesem był dwukrotny udział w finale mistrzostw Polski. Kilku naszych zawodników zostało powołanych do kadry kraju. Piłka ręczna - jako sekcja w klubie Grom - była traktowana trochę po macoszemu i z kilkoma kolegami postanowiliśmy założyć KPR „Wolsztyniak”.
Założyliśmy klub zarejestrowany w KRS-ie, a ja zostałem tam Prezesem, widząc moje pozytywne działania w ówczesnym województwie zielonogórskim zostałem wiceprezesem Wojewódzkiego Związku Piłki Ręcznej w Zielonej Górze, a po reorganizacji administracyjnej - tę sama funkcje objąłem w Poznaniu.
Historia Pana aktywności w Wolsztyniaku trwała długo….
„Wolsztyniak” - jak kiedyś wspomniałem - stał się moim piątym dzieckiem pod względem emocjonalnym i finansowym; tym bardziej, że grali tam moi synowie Krzysztof i Dariusz oraz zięć Marcin.
Od kiedy na nowo zaczął funcjonować 100% związek z Obrą?
Po latach (tułaczki ha, ha, ha) wracam do Obry. W 2002 r. wybudowałem nową siedzibę firmy i na stałe zamieszkałem w Obrze. Zacząłem aktywnie uczestniczyć w działalności „Naszej Obry”. Pomogłem finansowo w wielu zadaniach m.in. przy wydaniu książek o Obrze, zaczęliśmy finansować „Znicza” no i zacząłem się przyglądać, co trzeba zmienić, ulepszyć w Obrze.
W 2011 r. zaczęły dochodzić pierwsze pogłoski o budowie kompostowni na Krutli. Przy wielkim zaangażowaniu nieocenionego Stanisława Wernika zatrzymaliśmy ten proces. Moja coraz większość aktywność społeczna w Obrze była coraz bardziej intensywna tym bardziej, że firmę zaczęli przejmować następcy. W 2014 r. zostałem wybrany wolą mieszkańców Radnym Rady Miejskiej. Pierwszą naszą inicjatywą była budowa przedszkola. Wspólnie z panią dyrektor Elżbietą Błaszczyk przekonaliśmy Radnych, że nie remontujemy – a budujemy nowoczesne przedszkole z nowoczesną infrastrukturą.
Następnym wielkim wysiłkiem społecznym i finansowym była obrona przychodni. Gdyby nie ta inicjatywa przychodni w Obrze by nie było. I tak powstało wiele inwestycji i remontów w Obrze.
Wielu pamięta wspaniałą współpracę z ówczesną Sołtys p.Anną Piskorską…
Wielką stratą i dramatem było nagłe odejście sołtys Ani Piskorskiej, z którą mieliśmy przedyskutowane wiele zadań i planów. Postanowiłem do końca kadencji mimo mojego podeszłego wieku i wielu innych działalności, poprosić mieszkańców o wybór mnie na funkcję sołtysa. To dodatkowe zajęcie pewnie nadwyrężyło moje już lekko zmęczone zdrowie. Myślę jednak – choć nie mi to oceniać, że jako sołtys przez ten krótki okres zrobiłem wiele interesujących rzeczy. Było mi o tyle trochę łatwiej, bo postanowiłem całą dietę sołecką oddać na zadania związane z dobrem naszej Obry.
Skąd czerpie Pan siły i energię, by podejmować tyle wyzwań? Jak się Pan regeneruje?
Na pewno „ładowałem akumulatory” przy codziennym pobycie w naszej perełce – Jeziorze Świętym, gdzie pływałem od roku 2018, od grudnia do grudnia codziennie (tzw. morsowanie). Nie jeździłem do Skandynawii, ale na naszym Bałtyku zaliczyłem kilkadziesiąt mroźnych dni. Zachęcam do takiego „hobby”, bo to piękne przeżycie. Tak jak wspomniałem wcześniej zawsze się chwaliłem „Naszą Obrą”, że jest zadbana i że mamy chór, orkiestrę parafialną, że mamy przede wszystkim wyższą uczelnię seminarium - UAM Wydział Teologiczny. Niezwykle sobie cenię, że zostałem wśród licznych oznaczeń wyróżniony medalem 100-lecia Polskiej Prowincji Misjonarzy Maryi Niepokalanej.
Jak wspomina Pan Oblatów - proboszczów– przez tyle lat pewnie niektórzy zapadli bardziej w pamięci i sercu?
Pierwszym proboszczem, którego zapamiętałem był o. Władysław Sypniewski, który przygotowywał nas do Komunii Św. Najbardziej zapamiętałem jego naśladowanie śpiewów ptaków, a przede wszystkim puchacza. Był miłośnikiem gołębi, był inicjatorem budowy groty, której budową kierował m.in. mój ojciec (mało murarzy umiało kłaść kamień). Następnym proboszczem, który mi utkwił mocno w pamięci był o. Henryk Tomys, który mnie przygotował do bierzmowania oraz udzielił nam ślubu.
Z tej racji, że że mnie w Obrze nie było prawie 27 lat następnym proboszczem, którego zapamiętałem był o. Lucjan Osiecki, dla mnie był - człowiekiem orkiestrą, który przypuszczam dobę rozciągał do maksymalnych rozmiarów. Z o. Tadeuszem Kalem miałem dużo kontaktów w sprawach technicznych, wspólnie robiliśmy sporo remontów w domu parafialnym.
O. Karol Bucholc był zbyt krótko, ale w punktacji rankingowej dam mu najwyższą notę - 10 ha, ha, ha).
Obecny nasz proboszcz - Grzegorz Rurański; nie wiem czym jeszcze nas zaskoczy, ostatnio zdradził mi tajemnice i pomysł, który mnie pawie zwalił z nóg. Oprócz tego, jeżeli parafianie potrzebowaliby dobrego glazurnika - to polecam o. Grzegorza - dokładny, staranny, niedrogi.
Wśród wielu podróży i pielgrzymek pamięta Pan jakieś szczególne miesjca?
Byłem w wielu obiektach sakralnych; np. Licheń urzekł mnie swoim bogactwem, ogromem, wspaniałą architekturą. Z kolei w Częstochowie – na każdym kroku - wszędzie historia. W Darłówku – zauroczył mnie kościółek nad Bałtykiem. W Karpaczu – zawsze jestem pod wrażeniem kościółka Wang ze swoją historią.
Dziękuję za rozmowę. Myślę, że wrócimy jeszcze do rozmów o faktach wspomnianych, ale nie umieszczonych w artykule. Pan Jakub wspomniał o swoim pobycie w przedszkolu w pałacu, o przedszkolu w budynku przy kanale; o jedynym przystanku autobusowym na ul.Kanałowej (uwaga - po drugiej stronie obecnej zatoczki), o znajomości z potomkami Wybranowskich i wielu, wielu ciekawych faktach, dla współczesnych mieszkańców Obry pozostających już tylko nieznaną historią.
Rozmawiał Paweł Rychły
Kilka faktów biograficznych z życiorysu Pan Jakuba Lorenza: w 2022 uzyskał tytuł Osobowość Roku Powiatu Wolsztyńskiego w kategorii „Polityka, samorządność i społeczność lokalna” – ogłoszonego przez Gło Wielkopolski.
Radny Rady Miejskiej w kadencjach 2014-2018, 2018-2023- przewodniczący komisji Budżetu i Rozwoju Gminy. Przyczynił się do rekultywacji Jeziora Świętego mając na celu spowolnienie eutrofizacji; do zagospodarowania plaży przy jeziorze, budowy ścieżki rekreacyjno-edukacyjnej wokół jeziora; budowy zastawki nr 3; remontu budynku przychodni służby zdrowia; budowy ogrodu społecznego „Cztery Pory Roku”- amfiteatru, placu zabaw, boiska plażowego, stawu retencyjnego, pomostu. Był jednym z inicjatorów rekonstrukcji Orła Powstańców Wielkopolskich na 100-lecie zwycięstwa powstania - Orzeł powrócił na wieżę kościółka św. Walentego. Przyczynił się do budowy obelisku upamietniającego 150 powstańców wielkopolskich; do uhonorowania mieszkańca Obry Henryka Zygalskiego – współtwórcy rozszyfrowania Enigmy. Za jego kadencji Sołtysa Obra zdobyła tytuł Najpiękniejsza Wieś – 2021, 2022. Panu Jakubowi nadano Złoty Medal im.Jana Kilińskiego za zasługi dla Rzemiosła Polskiego 2013; Złotą odznakę „Za zasługi dla Piłki Ręcznej” 2014; Otrzymał Nagrodę BurmistrzaWolsztyna za promocję i wkład w rozwój Ziemi Wolsztyńskiej 2008; Złote Logo Starosty za działalność na rzezcz Samorządu 2005, 2010; nagrodę Wielkopolska Jakość – Prezysdenta Unii Wielkopolan 2008, szereg wyróżnień branżowych. Medal Jubileuszowy 100-lecia Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej 2020.
Radny rady Parafialnej 2017-2025, przez 38 lat prowadził firmę , wykształcił około 40 uczniów w zawodzie monter instalacji sanitarnych. członek Zarządu Stowarzyszenia Przyjaciół Obry 2021; członek grupy przedstawicieli -Wielkopolska Odnowa Wsi Obra.współzałożyciel Klubu Piłki Ręcznej „Wolsztyniak” 1994, w latach 1994-1996 pierwszy Prezes Klubu, 1996-2014 wiceprezes Klubu, 1995-1999 członek Zarządu Wojewódzkiego Związku Piłki Ręcznej w Zielonej Górze, 1995-1999 Zarządu Wojewódzkiego Związku Piłki Ręcznej w Poznaniu, w latach 199-2004 członek Zarządu. Współzałożyciel Stowarzyszenia Miłośników Jeziora Świętego i Winnicy, od 2016 prezes Zarządu, Stowarzyszenie Przyjaciół Obry – od 2021 członek Zarządu.